Punkty zwrotne. Kiedy moda przestaje być zabawą.

Punkty zwrotne. Kiedy moda przestaje być zabawą.

Gdy w październiku 2001 roku po raz pierwszy przekraczałam próg Krakowskich Szkół Artystycznych, aby rozpocząć naukę w SAPU (Szkole Artystycznego Projektowania Ubioru), miałam wrażenie, że wszyscy słyszą, jak głośno bije mi serce. Za ciężkimi, drewnianym drzwiami czekało Nowe! Odtąd moje poważne, ekonomiczne studia miały być tylko przystankiem w drodze do magicznego świata mody. Nareszcie między statystyką i ekonometrią mogłam się uczyć czegoś, co kocham. Struktury śniegu tworzone z widelców, papierowe projekty na pierwszy szkolny pokaz, malowane po nocach martwe natury… to tylko niektóre z zadań w ramach survivalu dla wyobraźni.

To w SAPU, pod cierpliwym okiem wykładowców, ćwiczyłam mięsień kreatywności i uczyłam się zawodu, który wykonuję do dziś. Tu też poznałam wspaniałych ludzi, których wciąż nazywam przyjaciółmi. W końcu nic tak nie buduje bliskości, jak regularne dzielenie pokoju lub łóżka podczas weekendowych zjazdów!

Podobne emocje i nadzieje dostrzegam teraz zza belferskiego biurka na twarzach studentów dołączających co roku do społeczności KSA. Kolejne roczniki przychodzą do SAPU z miłości do mody, by nauczyć się tworzyć piękne, oryginalne ubiory, które pokocha świat. Nie zliczę nawet jak wiele dyplomowych kolekcji powstało „dla osób, które lubią bawić się modą”.  Dawniej w tym miejscu postawiłabym kropkę, życząc równie dobrej zabawy młodym projektantom. Niestety nie tym razem. Coś się bowiem zmieniło na skutek bolesnego poszerzenia świadomości.

Moda straciła swoją dawną niewinność i beztroski charakter. Miłość do niej okazała się bowiem bezmyślna i ślepa, a zbiorowa zabawa tak szalona, że aż destrukcyjna.  Na imię jej Fast Fashion i choć niektórzy powoli wychodzą z tej imprezy, większość dalej nie umie odpuścić.

Pierwsze i często ostatnie skojarzenie z Fast Fashion to ZARA, ale pójdźmy trochę dalej- niech przemówią liczby. Hiszpańska ZARA to rzeczywiście największa marka odzieżowa świata. W 2018 roku wyprodukowała ponad 450 milionów ubrań. Firma Inditex- właściciel marki i siedmiu innych brand’ów (Pull&Bear, Massimo Dutti, Bershka, Stradivarius, Oysho, Zara Home i Uterqüe) sprzedaje online na ponad dwustu rynkach, a stacjonarnie w 96 krajach, w ponad 7 000 salonów.  Biznes najwyraźniej się opłaca, bo jego twórca Amancio Ortega, z majątkiem wartym ok. 67 miliardów USD, jest od lat w czołówce najbogatszych ludzi świata. Panie Armando, przyznaję- ja też się dorzucałam!

Ciekawe, czy pan Ortega i inni właściciele modowych imperiów dobrze sypiają ze świadomością, że moda to drugi najbardziej zanieczyszczający środowisko przemysł.  Czy zadumali się chwilę nad raportem naukowców z IPBES (Międzyrządowej Platformy ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu) z którego wynika, że obecnie milionowi, czyli połowie gatunków roślin i zwierząt grozi całkowite wyginięcie. Szóste wymieranie jest faktem, a zagrożonym gatunkiem jest już także człowiek!

Czy jako konsumenci instant-mody zrozumiemy wreszcie konieczność umiaru? Może łatwiej byłoby odmówić sobie kolejnego T-Shirtu, gdyby obok niskiej ceny, na metce widniały także informacje o „koszcie środowiskowym” np. ilości zużytej wody do jego produkcji (2700 litrów). Czy twarz 13 letniej dziewczynki na metce, która za głodową stawkę uszyła naszą sukienkę, mogłaby nas otrzeźwić? Chyba wciąż łatwiej odwrócić głowę i zająć się swoim problemem- np. wyborem odpowiedniego odcienia szminki.

Jak zatem projektować zwiewne sukienki w kwiaty, wiedząc, że mamy góra dwie dekady, by zminimalizować skutki katastrofy klimatycznej, która dzieje się na naszych oczach?  Wiele marek wciąż odpowiada tak samo: projektować jeszcze więcej i sprzedawać jeszcze szybciej! Przecież marketing już w pocie czoła tworzy kolejne potrzeby, a nasze portfele są w ciągłej gotowości. Wystarczy kilka kliknięć.

Codziennie miliardy ludzi bez sekundy refleksji kupują nowe ubrania, nie bacząc na konsekwencje. Kupujemy coraz więcej rzeczy, które coraz krócej nosimy, (średnio tylko siedem razy) zanim trafią do kosza. Modowa bulimia sprawia, że kierowani przymusem konsumujemy bez umiaru, dla kilku chwil przyjemności i wyrzucamy bez wyrzutów sumienia, kuszeni już nowym trendem, modniejszym kolorem lub jeszcze niższą ceną.

Rocznie na świecie kupujemy 80 miliardów ubrań. To 62 miliony ton odzieży. W samej Ameryce oznacza to 67 sztuk na osobę. Pięciokrotnie więcej niż jeszcze w roku 1980. W ciągu ostatnich trzydziestu lat moda z lokalnego przemysłu zmieniła się w globalny biznes o wartości niemal 3 bilionów USD, podwajając jednocześnie zatrudnienie do liczby 57,8 milionów ludzi.

Jeśli nie zmienimy nawyków, a utrzymamy tempo wzrostu gospodarczego i przyrostu ludności, w 2030 roku będziemy kupować 63% ubrań więcej niż obecnie! Oznacza to produkcję 102 milionów ton rocznie- ekwiwalent 500 miliardów T-shirtów.

Masowa moda nie zna hamulców- zużywa mnóstwo zasobów, nie tylko energii i wody. Nierzadko zmienia rzeki w ścieki, a żyzne gleby w pustynie. Szkodliwe pestycydy, trujące chemikalia, miliony zwierząt zabijanych dla skór i futer, lasy wycinane dla wiskozy, mikro-plastik z naszych pralek trafiający do mórz, a potem zjadany razem z rybami i owocami morza.  Oto smutny bilans naszych modowych obsesji. Nie wspominając o niewolniczej pracy milionów ludzi, pokazanej m.in. w głośnym filmie dokumentalnym „The True Cost”.

Czy o takim przemyśle marzą młodzi projektanci i projektantki? Czy taką modę chcą wspierać swoimi talentami? Głęboko wierzę, że nie. Dlatego mimo budzących grozę danych, nie przestaję żywić nadziei, że już się budzimy i teraz branża mody użyje swej kreatywności w słusznej sprawie- aby rozwiązać problemy, które sama generuje.
Dobrą modę trzeba więc wymyślić na nowo i oprzeć na innych wartościach. „Ładnie, szybko i tanio” już było, ale ten system wyraźnie nie działa. Nie służy Ziemi i ludziom.

Właśnie o tym najczęściej rozmawiam na zajęciach ze studentami. O zrównoważonej modzie, której chcemy się wspólnie nauczyć. Projektowanie ubioru jest więc dziś o wiele bardziej odpowiedzialnym i złożonym zajęciem, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Trudniej tu o beztroską zabawę, ale nagrodą za etyczną modę jest poczucie sensu i świadomość, że jesteśmy po jasnej stronie mocy. I oczywiście- nadal może być pięknie i magicznie, co udowadnia jaśnie nam panująca Stella McCartney i inne etyczne i ekologiczne marki. Możemy więc ruszyć ich śladem, albo przecierać własne szlaki. Powoli, ale konsekwentnie, wiedząc, że zmiany zawsze budzą opór.  Innej opcji jednak nie ma, tak jak nie mamy Planety B.

PS. Jak myślicie, czy zmieni coś w masowej modzie pandemia koronawirusa, z którą się teraz wszyscy mierzymy? Czy po czasie przestoju, ograniczeniu produkcji i sprzedaży, wrócimy stęsknieni do dawnego stylu życia i konsumpcji? Czy fast fashion zwolni pod naciskiem zmienionych kwarantanną konsumentów lub globalnego kryzysu? Czy zrobi wszystko, by jak najszybciej odpracować straty?
Czekam na Wasz głos w socialach, na fb i instagramie: @odpowiedzialnamoda.pl

Punkty zwrotne. Kiedy moda przestaje być zabawą.
Przewiń na górę